Protest rodzin osób zmarłych w wyniku przestępstwa

AKTA SPRAW pod kluczem. CZERWONA KARTKA DLA PROKURATUR I POLICJI - PROTEST RODZIN wobec blokowania informacji. POPIERAM w pełni, ponieważ sama czekałam 1,5 roku na akta sprawy osoby zmarłej w wypadku samochodowym. Kiedy je otrzymałam (szczątkowo) nadal nie mogłam rodzinie zmarłego dać odpowiedzi na pytanie: dlaczego podejrzany został zwolniony.

 

Słuchajcie, wyobraźcie sobie frustrację i gniew rodzin osób zmarłych w wyniku wypadku lub domniemanego przestępstwa, którym (jakby ich bólu nie było za mało) dodatkowo blokuje się dostęp do akt, czyli danych takich jak raporty policyjne i zaangażowanych biegłych, zeznania świadków, okoliczności zdarzenia, konkluzje i orzeczenia sądu itd.


Prokuratury nie chcą udzielać informacji, ze względu na np. ochronę świadków, zawarte w raportach wypowiedzi, czy zdjęcia, które mogą potęgować negatywne uczucia u rodziny zmarłego. PRAKTYKA jest taka, że rodziny zmarłych nie otrzymują odpowiedzi na najprostsze pytania, które mogłyby pomóc w procesie żałoby. Blokowane są wszelkie dokumenty, a jeśli się już je otrzyma, są okrojone do maksimum. Rodziny chcą znać prawdę i móc przejść spokojnie w dalszy etap życia, pozostawiając utratę członka rodziny za sobą. CHCĄ MIEĆ może nie tyle rozwiązaną sprawę, ale jakąkolwiek jasność...Nie znając prawdy trudno mówić o pogodzeniu się z faktem utraty np. własnego dziecka. Pod protestem podpisują się autorytety świata sprawiedliwości. Trzymam kciuki za rodziny poszkodowanych, za mniej rygorystyczne przepisy w tej kwestii. Tymczasem przeczytajcie poniższą historie prawdziwą.

 

"Na oddział intensywnej terapii jednego z większych szpitali holenderskich trafił w stanie krytycznym Polak, mężczyzna w sile wieku. Jego rodzina zwróciła się do mnie o pomoc w uregulowaniu odszkodowania powypadkowego. W wyniku wypadku mój klient doznał urazu kręgosłupa z uszkodzeniem rdzenia kręgowego, bez możliwości poprawy stanu zdrowia. Paraliż na zawsze odebrał mu władzę w nogach i miednicy. Można byłoby powiedzieć –„zdarza się, wypadki chodzą po ludziach”. To fakt; obserwuję je na co dzień z racji wykonywanego zawodu. Każdy z nich ma swoją, często tragiczną historię, ale ten utkwił mi w pamięci, ponieważ winny temu wypadkowi jest sam poszkodowany. To również czasem ma miejsce, jednak okoliczności zdarzenia były dość wyjątkowe. Zanim o nich opowiem, naświetlę w skrócie ustalenia prawne dotyczące wypadków z udziałem pieszych i pojazdów.

Pieszy potrącony przez samochód w Holandii z założenia ma prawo do minimalnie 50% wartości odszkodowania; nawet jeśli sam przyczynił się do wypadku. Rowerzyści lub piesi są postrzegani jako słabsi uczestnicy ruchu drogowego. Prawo holenderskie ma dla tej grupy użytkowników dróg wyjątkowe ustalenia dotyczące kolizji z pojazdem silnikowym. Kierowca pojazdu jest odpowiedzialny za szkodę rowerzysty lub pieszego bez konieczności udowadniania mu (kierowcy) winy. Prawo działa jakby odwrotnie: Nie strona poszkodowana w wypadku musi udowodnić winę stronie przeciwnej, to kierowca pojazdu musi udowodnić, że NIE jest winny. Wychodzi na to, że kierowca zawsze jest winny dotąd, dopóki nie udowodni działania „siły wyższej” (jedyny wyjątek od powyższej reguły!) i uda mu się o tym przekonać sędziego. W praktyce: zadanie prawie niewykonalne.

Wracając do naszej historii; jak doszło do tego wypadku? Klient, jako pasażer pojazdu stojącego w długim korku na autostradzie, opuścił na chwilę pojazd, z przyczyn znanych, ale nie wnoszących niczego znaczącego do sprawy. Samochód opuszczający w tym samym czasie autostradę drogą wyjazdową, która była drożna i nieobjęta korkiem, z pewną prędkością feralnie potrącił pieszego... Można jedynie wyobrazić sobie reakcje współpasażerów poszkodowanego, innych naocznych świadków tego zdarzenia oraz samego kierowcy, który w żaden sposób nie spodziewał się pieszego na autostradzie.

Mogłabym opisywać długo przyczyny i skutki, przytaczać wypowiedzi świadków z kilkudziesięciostronicowego raportu policyjnego, jednak nie będę tego robić. Materiał dowodowy jest obszerny i nieprzemawiający za poszkodowanym.

Przez rok po zdarzeniu nie wiedzieliśmy nic oprócz nieoficjalnych zeznań naocznych świadków i prasy. Nie udostępniono raportu policyjnego ani innych dokumentów koniecznych do rozpoczęcia procedury o odszkodowanie powypadkowe. Akta oddano do prokuratury ze względu na ewentualną sprawę karną wobec kierowcy pojazdu, co jednak nie powinno mieć wpływu na procedurę o odszkodowanie powypadkowe w procesie cywilnym. Sprawca był znany, nie zbiegł z miejsca wypadku jednak z jakichś przyczyn sprawa wydawała się być owiana tajemnicą. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie myliłam się.

Po długim okresie oczekiwania wreszcie coś się ruszyło, może sformułuję to inaczej: tylko drgnęło. Okazało się, że kierowcą był... funkcjonariusz Żandarmerii Królewskiej. W teorii nadal nie powinno mieć to wpływu na procedurę o odszkodowanie, jednak sprawa karna toczy się w takich sytuacjach w sądzie wojskowym. Ten zaś niechętnie dzieli się informacjami.

W międzyczasie poszkodowany, ku ogromnej radości rodziny, został przetransportowany do szpitala w Polsce. Jego stan był stabilny i sytuacja zaczynała się normalizować. Początkowo miał przebywać w specjalistycznych ośrodkach, potem w domu. Rodzina podjęła kroki w celu rehabilitacji i przystosowania mieszkania. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, kiedy naprawdę ni stąd, ni zowąd otrzymałam telefon, że mój klient... nagle zmarł – powikłania powypadkowe. Zadziwiające, ale prawdziwe...

Ze względu na okoliczności, kolejne miesiące oczekiwania przynosiły coraz więcej frustracji nie tylko dla rodziny, ale i dla mnie. Po wielu próbach, prośbach, upoważnieniach i oświadczeniach udało się uzyskać tylko część akt sprawy — za oficjalnym pozwoleniem urzędnika ds. prywatności z prokuratury. Proszę sobie wyobrazić, z jakim podnieceniem rozszarpałam kopertę z dokumentami! A potem moje druzgocące rozczarowanie: Prokuratura nie przekazała sprawy do sądu, ze względu na ewidentną SIŁĘ WYŻSZĄ. Sprawa została zamknięta i podejrzanego zwolniono z zarzutów. Prokuratura nie dopatrzyła się żadnych okoliczności przestępczych.

Ta tragedia raczej nie ujrzy już światła dziennego i dotyczy tak naprawdę dwóch poszkodowanych: zmarłego klienta i kierowcy, który na zawsze będzie nosił w sobie jej cień.

Autor: Anna Konowalczyk, Doradztwo Anna"